ppsh41 napisał(a):Było to dość "idiotyczne" rozwiązanie. Powszechnie znane są przypadki wdrapania się na czołg, otworzenia włazu a następnie wrzucenia do środka granatu. W przypadku tych pojazdów, Niemcy nie musieli się nawet wdrapywać na czołg, aby go zniszczyć. Jak już powiedziałeś niszczyciele czołgów zachodnich aliantów nie posiadały opancerzenia, anie jakiejkolwiek osłony na szczycie wieży. Powodowało to iż celnie rzucony granat powodował natychmiastowe zniszczenie pojazdu. powszechnie znane są również przypadki "wybicia" częscie załogi przez strzelca usytuowanego na, lub ponad poziomem wieży.
W tym nie ma nic idiotycznego. Zasada jest prosta - chcesz na czołgowe podwozie wsadzić większe działo to musisz z czegoś zrezygnować, a im większe tym więcej trzeba wywalić. Pancerz wieży można poświęcić, bo TD z zasady nie znajdują się w zwarciu z wrogą piechotą (swoją drogą sceny finalne z "Ryan'a" trochę trącają fikcją - po cholerę pchać Mardera między zabudowania?) tak samo zresztą jak działa samobieżne. Inaczej jest z działami szturmowmi, bo one mają walczyć w bezpośredniej styczności z piechotą wroga.
Mogę jedynie zgadywać dlaczego amerykańskie TD mają wieże, ale sądzę że wynika to z faktu iż alianci byli w czasie gdy je wprowadzano, w ciągłym natarciu i ich TD nie miały takiego komfortu jak niemieckie tzn. nie mogły zazwyczaj czekać w zasadzce. Pojazd posiadający wieżę szybciej reaguje na zmianę sytuacji. No i są jeszcze te problemy Niemców z produkcją wież.
Co do Marderów i SiGów to cudów nie ma. Jak się np. na podwozie czołgu uzbrojonego w 20mm pukawkę, wsadza 75mm L48 to do wywalenia jest wszystko jeśli wóz ma być nadal mobilny.