Wpadła mi dziś w łapki kserówka tekstu, o pewnym mieszkańcu mojego miasta, który podobno uratował Józefowi Piłsudskiemu życie. Poniżej przedstawiam fragment przeredagowanego przeze mnie, na prośbę mojego nauczyciela historii tekstu.
I zapraszam do dyskusji.
- Czy taka sytuacja mogła mieć miejsce?
- Jak to możliwe, że Wiśniewski zauważył Konnicę jako pierwszy, czy to znaczy, że Piłsudski jechał na samym czele kolumny, co na chłopski rozum wystawia go na największe niebezpieczeństwo?
- Wszyscy wiemy, że przejechane zboże się łamie. Jakim cudem bolszewicy ani polacy nie zauważyli około 2 metrowej szerokości korytarza po samochodzie?
Mamy podane punkty "A" oraz "B" podróży kolumny samochodów, możemy zatem pobawić się w szukanie miejsca walki na mapach. Biorąc to na logikę powinniśmy być w stanie znaleźć najdogodniejsze miejsce, w którym bolszewici mogliby przesiadywać wraz z całą gromadą koni.
Może Piłsudski nie zatrzymał się na polu, ale kazał jechać dalej uciekając z pola bitwy na pełnym gazie, i to tego się wstydził? A może cała ta historia to blef?
Wojnę polsko-bolszewicką 1920 roku, Władysław Wiśniewski, przeszedł, a właściwie przejeździł razem z marszałkiem Polski. Nie odstępował go na krok. Był cały czas do jego wyłącznej dyspozycji i służył mu wiernie, a nawet uratował go z bardzo poważnej i dramatycznej opresji, zagrażającej ich życiom.
Po zwycięstwie pod Warszawą, Marszałek zakazał Wiśniewskiemu mówić komukolwiek o tym incydencie i ten milczał jak grób przez wiele lat. Jednak wkrótce po śmierci Piłsudskiego, poczuł się zwolniony z przysięgi i zwierzył się rodzinie. A było to tak:
Na początku czerwca 1920 roku, Wojska Polskie w starciu z Bolszewikami ponosiły klęski jedna za drugą. Padły szybko: Wilno, Grodno, Białystok i Brześć. W dniu 16 sierpnia dokonano panicznego odwrotu wojsk polskich spod Parczewa. Nazajutrz Piłsudski, wraz ze swoim adiutantem, skierował się na północny zachód do łukowa, gdzie zastał sztab 21 Dywizji Piechoty Górskiej. Tam też spotkał się z generałem Rydzem ¦migłym i odbył pilną naradę.
Po południu wracał samochodem, wraz z adiutantem i jakimś oficerem sztabowym, drogą z łukowa do Garwolina. Samochód terenowy Nagant, prowadził jak zwykle plutonowy Władysław Wiśniewski. Nagle, tuż przed Garwolinem kolumnę wypatrzyła z daleka szpica kozacka Baszkirskiej Brygady Kawalerii i przypuściła niespodziewany w tym rejonie atak.
Wiśniewski pierwszy zobaczył pędzącą na nich konnicę i ostrzegł Marszałka.
Wtedy żołnierze polscy z oddziału DOE, otworzyli ogień z ckm-ów, osłaniając kolumnę sztabową. Tabor i wszystkie samochody zjechały na pobocze drogi, przyjmując pozycję obronną, również otwierając ogień. Wiśniewski nie namyślając się długo, zrobił to samo jednakże na polecenia Marszałka, skierował samochód w pobliskie, wysokie zboże. Przejechawszy tak jeszcze kilkanaście metrów, nagle wpadli w niewielkie zagłębienie terenu, a potem w niedużą sadzawkę. Gdy samochód zgasł, w pobliżu przegalopowało kilkunastu kozaków z krzykiem, rzucili się do ataku. Nie zauważyli, ani samochodu, ani siedzących w nim ludzi. Jak twierdził Wiśniewski, mieli wtedy wielkie szczęście. W zbożu siedzieli aż do zmierzchu.
Gdy wreszcie po kilku godzinach umilkła strzelanina i pojawili się polscy żołnierze, wszyscy odetchnęli z ulgą, bowiem nikt nie wiedział, co się działo w tym czasie z Marszałkiem.
Piłsudski przejął się tym incydentem i był bardzo zdenerwowany. Tego wieczoru przyjechali do Kolbieli , a potem do Mińska gdzie stacjonowała 14. Drużyna Piechoty wraz z 15. Pułkiem Ułanów.
Po wydaniu rozkazów, Marszałek natychmiast wrócił do Warszawy. Jeszcze tego samego dnia, właściwie tuż przed północą, wyszło z Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego następujące zarządzenie: „Z rozkazu Naczelnego Wodza, Dowództwa Oddziałów Etapowych przystąpią bezzwłocznie do oczyszczania etapów z rozproszonych oddziałów i band.”
I zapraszam do dyskusji.
- Czy taka sytuacja mogła mieć miejsce?
- Jak to możliwe, że Wiśniewski zauważył Konnicę jako pierwszy, czy to znaczy, że Piłsudski jechał na samym czele kolumny, co na chłopski rozum wystawia go na największe niebezpieczeństwo?
- Wszyscy wiemy, że przejechane zboże się łamie. Jakim cudem bolszewicy ani polacy nie zauważyli około 2 metrowej szerokości korytarza po samochodzie?
Mamy podane punkty "A" oraz "B" podróży kolumny samochodów, możemy zatem pobawić się w szukanie miejsca walki na mapach. Biorąc to na logikę powinniśmy być w stanie znaleźć najdogodniejsze miejsce, w którym bolszewici mogliby przesiadywać wraz z całą gromadą koni.
Może Piłsudski nie zatrzymał się na polu, ale kazał jechać dalej uciekając z pola bitwy na pełnym gazie, i to tego się wstydził? A może cała ta historia to blef?