Pomimo dużych strat i pieprzenia o wyborze misji było całkiem fajnie
Zaczęło się od Pustynnej Bestii. Pomimo okrojonego, sześcioosobowego składu (w czasie misji dołączyło więcej osób) postanowiliśmy pokazać muzułmanom wspaniałość czeskich sił specjalnych.
Dowodził Ghost. Do wrogiego posterunku, który znajdował się w mieście, postanowiliśmy się zbliżyć od strony wzgórza, które miało nam zapewnić odpowiednie pole ostrzału, zaś skały - osłonę. Dobry plan, zważywszy na to, że nasz oddział dysponował uzbrojeniem zapewniającym dużą siłę ognia na znaczne odległości - mieliśmy ze sobą m.in. M-60, SWD i wyrzutnię Carl Gustaff z różnymi rodzajami amunicji.
Po dotarciu na pozycję musieliśmy jednak zrezygnować z planu; widoczność ograniczała podnosząca się mgła.
Nowy plan: zostawić trochę z tyłu SWD dla wsparcia, niezauważonym dotrzeć w pobliże zabudowań i zniszczyć wroga w walce na bliskim dystansie.
Plan, jak to plan - lubi wziąć w łeb. Jakieś sto metrów od miasta jeden z żołnierzy potknął się i jego broń wystrzeliła. Szybko dopadliśmy do najbliższych skał i czekaliśmy.
Lokalni pasterze dość często strzelali do małych drapieżników, aby chronić swoje stada; mieliśmy nadzieję, że wróg właśnie tak zinterpretuje nasz wystrzał.
Ale tak się nie stało. Z osady wyruszył w naszą stronę trójosobowy patrol. Do tego SWD zauważyło pewne poruszenie w mieście, przeciwnik zaczął ustawiać na balkonie ukm PK.
Szybka decyzja - likwidujemy patrol, snajper zdejmuje km , dobiegamy do zabudowań i je czyścimy. W ciągu sekundy od wydania rozkazu wszyscy czterej przeciwnicy zostali zdjęci. Sylwetki z bronią pojawiły się w kilku oknach, momentalnie stały się celami dla naszych Sa vz.58 i podzieliły los kolegów.
Nasz sprint do budynków musiał jednak jeszcze poczekać. Od dobrej chwili słyszeliśmy z wioski charakterystyczny klekot silnika diesla. Dopiero teraz okazało się, co go wydawało. Nie był to traktor ani ciężarówka, jak mieliśmy nadzieję; prosto na nas wyjechało T-34!
Dobrze, że nasz strzelec Carla Gustaffa był pewny, w ciągu kilku sekund wycelował i usmażył zabytkową konserwę. Nie obyło się bez strat - młody, niedoświadczony żołnierz zbyt długo zwlekał z usunięciem się zza wyrzutni i został ogłuszony przez podmuch. Nic, czego nie załatwi strzykawka adrenaliny. Mogliśmy wkraczać do zabudowań.
Wróg, który pozostał na posterunku nie sprawił nam większych trudności - w naszą stronę zdążył posłać tylko kilka serii, które nikogo nie zraniły. Posterunek został przejęty przez nas i zaczęliśmy się przygotowywać do przeprowadzenia zasadzki na konwój. Uznaliśmy, że wyeliminowaliśmy wszystkich wrogów na posterunku - była to prawda, jednak nie wiedzieliśmy, że z pobliskiego kiszłaku wyruszył w naszą stronę zaalarmowany patrol, który kupował tam haszysz... Mieli przybyć w najgorszym możliwym momencie.
Zastawiliśmy zasadzkę. Ukryliśmy się na dachach dwóch budynków, karabiny załadowane, u stóp każdego przygotowana wyrzutnia LAW. Za skałami na zachodzie ukryty nasz Land-Rover z granatnikiem automatycznym. Mieliśmy zamiar zakończyć zasadzkę kilkoma salwami.
Czas upływał. Cisza, jak makiem zasiał.
- Chyba już nie przyjadą, zmienili trasę. - rzucił ktoś. Wykrakał, w tym momencie przeleciała nam nad głowami seria smugaczy. Zostaliśmy wykryci jako pierwsi. Land-Rover rozpoczął ostrzał, poleciały rakiety z granatników piechoty. Wróg nie pozostawał dłużny i przygniótł żołnierzy na jednym z dachów ostrzałem z ckm'ów. W całym chaosie walki dawało się jednak zauważyć, że wysiłki wroga są pełne desperacji i zdezorganizowane; wygrywaliśmy.
Do czasu. Jeden wybuch, potem dwa kolejne. Ktoś wali do nas z RPG, gdzieś z boku? Wykrzykuję ostrzeżenie, jest niezrozumiałe w huku wystrzałów ("Tak, nasz Carl-Gustaff strzela do konwoju!"), obracam się na wschód, skąd nadlatywały rakiety i w tym samym momencie otrzymuję trafienie w głowę...
++++++++++
I to był zasadniczo prawie koniec misji - dalej nie opiszę, bo moja wrona miała noktowizję z jakiegoś powodu, więc dość mało widziałem w dzień. Jednak z tego, co się zorientowałem, to posiłki wroga przypuściły na nas atak z boku, gdy walczyliśmy z konwojem, który zauważył nas ze zbyt dużej odległości, niestety. Wszystkich pojazdów opancerzonych wroga też nie udało się wyeliminować, pozostał jeden BTR-40 i BRDM-2. Pozostający przy życiu żołnierze znaleźli się w potrzasku i ciężkiej sytuacji. Resztki konwoju, które już się wycofywały, postanowiły w tej sytuacji jeszcze raz zaatakować.
Nasz siły spróbowały się wycofać, będąc pod ostrzałem konwoju z północy i mając wroga na wschodzie kilkadziesiąt metrów od siebie. Ghost padł, praktycznie wszyscy ranni. Pomimo to jakoś udało im się odepchnąć oddział piechoty wroga i dostać się do Land-Rovera. A potem pognali drogą ile fabryka dała i w końcu los się do nich uśmiechnął - gdy wyjechali na otwarty teren, to pojazdy konwoju akurat wjechały do miasta, blokując sobie pole ostrzału na nich.
Inne misje niech ktoś inny opisze, ja idę się uczyć. Do wieczora
