W "Komandosie" 4/2004 jest pierwsza część artykułu o bitwie o Lang Vei. Ten amerykański obóz został zaatakowany m.in. lekkie czołgi PT-76. Grubość pancerza tego czołgu wynosiła 20 mm (a przynajmniej tak twierdzi kilka stron w Sieci, które wyrzucił mi Google). Amerykanie mieli na stanie m.in. pancerzownice LAW M-72 o przebijalności do 270 mm. Jak wygladała walka? Z opisu wynika, że przynajmniej połowa pancerzownic zacinała się lub nie wypalała (lecz to akurat w OFP się nie zdarza). Reszta odpalała, ale:
"(..) żołnierze wystrzelili w kierunku posuwających się wolno PT-76 co najmniej 12 rakiet, ale bez żadnego efektu."
"Sypiąc iskrami poleciał on [pocisk] w kierunku czołgu i uderzył w bok jego kadłuba. Jednak PT-76, jakby nietknięty, nadal posuwał się w kierunku bunkrów 104. kompanii."
"Trafił w przednią część kadłuba czołgu, ale ten poruszał się dalej."
"[żołnierz ścigał czołg] co chwila odpalając rakiety. Wielokrotnie trafiały one w PT-76, ale bez widocznego rezultatu."
Przypomnę: pancerz czołgu - 20 mm, przebijalność pancerzownicy - 270 mm. Jak widać praktyka nie wygląda tak ładnie jak teoria. Można wprawdzie mieć pewne zastrzeżenia co do cytowanych fragmentów. Nie wynika z nich jasno, czy trafiające rakiety wybuchały, czy nie (samo trafienie nic przecież jeszcze nie znaczy). W pierwszym cytacie nie wiadomo nawet, czy którykolwiek z 12 pocisków trafił w cel... Niemniej choćby ostatni przykład pokazuje (nawet jeśli z tych wielu trafień tylko 3 wywołały eksplozję), że pancerzownice nie są znowu takie skuteczne. Albo strzelanie w warunkach bojowych różni się od tego na poligonie...
