Pt 10 sie, 2007 22:18
O moich wakacjach w formie opowieści.
Lampy uliczne z trudem oświetlają zalane gęstą mgłą drogi podwarszawskiej mieściny... Pustka, cisza... ale czy kompletna? Gdzieś w oddali słychać skowyt psa, a może wilka... Każdy, nawet najmniejszy szmer wydaje się uderzać w uszy niczym najgłośniejszy wybuch, każde uderzenie kropli wody o liść, każdy krok... Właśnie - krok. Paweł samotnie kroczy przez ciemne ulice nerwowo rozglądając się wokół, reagując na każdy, najcichszy nawet szmer. Dalekie światła za linią przydrożnych drzew wydają się być obserwującymi go oczami, echo kroków sprawia wrażenie, jakby go śledziły przynajmniej trzy inne osoby... Pustka... Tylko te psy... Niby oddalone, a jednak głośne, jakby czekały zaraz za rogiem by rzucić się na bezbronną ofiarę. I samochody - bliskie, prowadzone przez ludzi, "przyjaciół", a wciąż nie podjeżdżają bliżej jak na 500 metrów bezgłośnie, jakby z wyłączonymi silnikami znikając na zakrętach. I nagle jakaś sylwetka w oddali! Chyba ludzka! Paweł zaczyna biec w jej stronę! I gdy mgła się przerzedza sylwetka okazuje się jedynie słupem elektrycznym... Do domu długa droga, ulice spowite w ciemności i mgle, do tego wilgoć, która mimo braku deszczu przemacza ubrania do suchej nitki... Krok po kroku, echo po echu, szmer po szmerze samotny wędrowiec idzie w stronę jedynego budynku, do którego wie, że może się dostać. Do swojego domu.
Dźwięki się nasilają, jakby z każdym krokiem zbliżał się do bram piekieł. Gdy stają się nieznośnie bliskie dostrzega przed sobą kilka osób idących w jego stronę. Ludzie? Na to wygląda, jednak ich ruchy są nienaturalne, jakby ich mięśnie ściśnięte nie mogły się rozluźnić... Zbliżają się, dróg ucieczki coraz mniej. Paweł skręca w pierwszą uliczkę, betonowa droga kończy się, tak samo lampy, wszystko spowija już tylko mgła i ciemność lasu... Idzie... Trafia w końcu pod ogromne zamczysko, z którego dochodzą głosy ludzi... Ludzi cierpiących, wrzeszczących z bólu.... To koniec podróży, nie ma już gdzie wrócić... Paweł wchodzi do zamczyska i znika bezpowrotnie.
Krótko mówiąc – Do dupy dziś pogoda