Przypomina mi się moja matura(2004). Jako uczeń "pracowity inaczej" konsekwentnie odkładałem naukę na maturę, aż został miesiąc, tydzień, dzień do matury. Jako, że uznałem, że nie ma co się stresować sytuacją, miast siąść do ksiąg uczonych, odpaliłem kompa i włączyłem Gothica
. Godzina przed maturą, ludzie dookoła piszą coś, uczą się, płacz, zgrzytanie zębów, normalnie dantejskie sceny się działy. Wychodzę z WC, mijam koleżankę, która biadoli: "Boże, nie zdam, jestem tego pewna wszystko zapomnę", to ja spokojny uśmiech i mówię "spokojnie, co będzie to będzie". "Bo ty k...a zawsze musisz być taki wyluzowany!!!" - pierwszy raz usłyszałem jak zaklnęła, zamurowało mnie. I się zaczęła matura. I oświeciło mnie, że matura to tak naprawdę egzamin nie z wiedzy, ale z odporności na stres.
Jaki z tego morał? "Relax, take it easy, don't worry be happy", nie daj się zastraszyć maturze, a wszystko będzie dobrze.
"I am the bringer of death. Fall to your knees and beg for mercy... Or give me a sandwich, I'm pretty hungry."
--The Vault Dweller