Pierwsza misja niczego sobie... Wymiana argumentów między Antonem, a pastuchami była tak zawzięta i prowadzona momentami na tak bliski dystans, dosłownie twarzą w twarz (po lekkim wychyleniu się za naszą osłonę z worków z piaskiem odkryłem kilku talibańców którzy się do nich podczołgali od drugiej strony i właśnie się podnosili żeby zabić naszych z przyłożenia), że wbrew pozorom brak ruchu wcale nie odbierał przyjemności z gry... Jednym z niewielu zgrzytów misji było jedynie eskortowanie Jagera i medyka na wzgórze, które zmieniło się niestety w nieudaną próbę ich dogonienia...
Co do przełęczy, no cóż.... Pełna zajebistość i tyle! I jak tu nie kochać być medykiem...
Przez całą misję nie oddałem ani jednego strzału gdyż od pierwszych sekund byłem tak zajęty bieganiem pośrodku tej burzy kul i ratowaniem naszych wojaków, tudzież bezskutecznym szukaniem po kątach medykamentów których zwyczajnie NIE MIAŁEM (dwie sztuki każdego w takich warunkach starczają na nie dłużej niż ok. 30 sek ;P )...
Przyznam się bez bicia, że czasami musiałem robić to nieco wbrew rozkazom, bo gdy wszyscy się wycofywali ja przeprowadzałem wypad do wysuniętego uaza w poszukiwaniu morfiny czy czegokolwiek innego, a po odkryciu, że jest on pusty zamiast dołączyć, ratowałem jeszcze drugi już raz Radka, który nie mógł uciekać z innymi z powodu odniesionych ran...
Już wtedy myślałem, że jest to cholernie ciężka robota... Szybko jednak zostałem uświadomiony w jakim błędzie się znajduję... ;D Otóż cała zabawa zaczęła się dopiero gdy nasze kochane Orły najwyraźniej postanowiły zemścić się za negowanie ich umiejętności i przeprowadziły podręcznikowy nalot na nasze pozycje... -_-
Nie wiem w jaki sposób przeżyłem ale wiem, że trzech moich kompanów powinno za to dziękować Bogu gdyż mimo iż nie miałem czym to wciąż starałem się dobrze wykonywać swoją robotę, a jak widać cios kamieniem w łeb i opatrywanie Tediego jakimiś szmatami wyszukanymi po kieszeniach, ugniatanie krocza Algraba jako zamiennika adrenaliny oraz cucenie wciąż mdlejącego Radka swoimi skarpetkami uratowało im życie... Szkoda jedynie, że moja operacja polowa z RKM-em zamiast skalpela podczas wnoszenia rannego do śmigłowca się nie powiodła no ale... lekarze też mają prawo czasem się pomylić...
