
Przenosiny ze zdechłego forum
Wysłany ¦ro 21.07.04, 18:50:
Pora ruszać dalej
"Gdzie?!" krzyknął żołnierz najbliżej krasnoluda i szybkim kopniakiem posłał go na ziemię. Marker znowu zażywał błotnych kąpieli. Miałeś tego dość – drugi raz tej samej nocy wylądowałeś w błocku. Taka zniewaga... jednak nikt się tym nie przejął, a krasnoludów chyba tu nie lubiono... gdy się obróciłeś zauważasz, że żołnierz stoi nad tobą z wyciągniętym mieczem, czekając tylko na pretekst by zakończyć twój żywot.
Marius – żołnierz za tobą widząc co się dzieje przy krasnoludzie, wyciąga miecz i celuje w twoją szyję – jeden ruch i po tobie.
Szyszek – z trudem podnosisz się. Już dawno nie czułeś się tak źle. Wygląda na to, że ziemia jest zbyt pochyła by na niej stać... i obraca się tak szybko... to wybitnie nie twój dzień... Pada krótki okrzyk – nie rozpoznajesz słów, jednak instynktownie odwracasz głowę – to Marker ponownie ląduje w błocie. Powoli odwracasz się. Marius stoi nienaturalnie sztywno - tak jakby ktoś mu kija w kręgosłup wsadził – pewnie też nie może się ruszyć. Przed twoimi oczami świat staje się coraz ciemniejszy – najprawdopodobniej podniosłeś się zbyt szybko, a tlen nie zdążył dostać się do twojej potłuczonej głowy... świat szarzeje coraz szybciej, a ty z przerażeniem stwierdzasz, że nic nie możesz zrobić. Aż w końcu tracisz wzrok – masz nadzieję że tylko na chwilę... ostatnią rzeczą jaką dostrzegasz to żołnierz mierzący do ciebie z łuku – stał zbyt daleko by zagrozić ci mieczem, ale i tak masz marne szanse na ucieczkę, zwłaszcza, że nie wiesz gdzie jest czwarty wojak.
Zastanawiające jest, że żołnierze reagują bardzo szybko i sprawnie. Byliby idealnymi przeciwnikami dla zakapturzonych gdyby tamci nie uciekli... To nie mogą być zwykli żołnierze...
Z przemyśleń wyrywa was głos jednego z nich – najprawdopodobniej dowódcy karzący wytłumaczyć co się stało. Jednak teraz po incydencie z krasnoludem przydałby się jakiś mówca i negocjator w jednej osobie...
MG napisał(a):Zajazd „Pod łysym elfem” nie okazał się niczym specjalnym. Ot gospoda, jakich wiele w całym królestwie, umiejscowiona przy głównym trakcie i nie mająca w najbliższej okolicy żadnej konkurencji. Godzina jeszcze wczesna, także dla nikogo nie było zaskoczeniem, że w oberży większość stolików była pusta. Oberżysta – mężczyzna czterdziestoletni przeczący stereotypowi potulnego grubaska – starannie wycierał kufle. Z pierwszego piętra, schodami zeszła dziewka służebna. Karczmarzowi napomknęła tylko o przygotowanych już pokojach i wyszła – nikt z podróżnych nie zwrócił na nią uwagi – byli zbyt zajęci swoimi myślami. Ciężkie, duszne powietrze tylko wzmagało uczycie senności i wszechogarniającej nudy. Dodatkowo unoszący się dym o słodkawym zapachu wprowadzał dziwne wrażenie rozluźnienie oraz spokój. Zdawało się, że czas płynie wolniej. Wszelkie problemy stawały się nieistotne. Odchodząc na drugi plan zabierały ze sobą poczucie czasu i obowiązku. A jedynym celem było przesiadywanie oberży i wytworzonej dziwnym sposobem tajemniczej, trochę dekadenckiej atmosfery. Jednak tylko nieliczni, szczególnie wyczuleni na magię mogli odczuć, że panujący w środku nastrój nie powstał przypadkowo i samoistnie...
Przez okno w wpadły promienie jasnego słońca. Oświetliły szary dym powoli płynący w sobie tylko znanym kierunku, tworząc przy okazji nieokreślone kształty i wzory. Na dworze musiało być jeszcze cieplej niż tutaj a było przecież już dobrze po południu. Nagle dwóch mężczyzn podniosło się z miejsca. Nie był to ruch tak gwałtowny by zwrócić na siebie uwagę oberżysty, czy pozostałych osób, jednak na tyle raptowny, że zakłócił tym samym panujące w pomieszczeniu uczucie obojętności i odrętwienia. Obaj kupcy skierowali się do wyjścia. Teraz pozostało tylko trzech mężczyzn – najprawdopodobniej kupców zmierzających do miasta – siedzących przy jednym stoliku i w ciszy debatujących nad jakimś problemem. Oraz zajmujący ławę przy oknie krasnolud. Siedząc w cieniu tylko od czasu do czasu popijający piwo dając w ten sposób znak o swojej obecności. Oberżysta spojrzał w kierunku okna, uśmiechnął się i wyciągnął kolejne kufle do wytarcia.
Pierwsze krople deszczy spadły tak niespodziewanie i z taką siłą, że wszyscy w karczmie spojrzeli w górę. Jakby wyrwani z letargu rozejrzeli się po sali. Krasnolud spojrzał przez okno – właśnie błysnęło się. Pociągnął większy łyk, wypijając końcówkę złocistego napoju. Zagrzmiało. Było jasne, że burza nieubłaganie zbliża się. Kolejna błyskawica przeszyła ciemne niebo rozświetlając całą okolicę. Dym rozrzedzał się. Z sielskiej popołudniowej atmosfery nie zostało już nic. W powietrzu dało się odczuć zapach deszczy. Nowy, świeży, tak bardzo oczekiwany w ten upalny dzień. Senność ustąpiła miejsca wyczuwalnemu podenerwowaniu. Służba krzątała się przy stolikach. Dwie dziewki służebne kursowały z parteru na piętro i z powrotem. Nikt z gości nie wiedział już, czy duszna atmosfera była snem, czy też jawą. Obie wersje były równie nieprawdopodobne w swoim prawdopodobieństwie. Drzwi do gospody otworzyły się z hukiem. Spiesznie, zabijając resztki ciszy i harmonii wtoczyli się przyjezdni. Było ich pięciu, czy sześciu, jednak swoim zachowaniem czynili dwa razy więcej szumu. Widać, że tak gwałtowna burza zaskoczyła ich całkowicie. Poszły w ruch drewniane łyżki. Kufle wędrowały z rąk do rąk. Pełny do gościa. Pusty do karczmarza. Przez następną godzinę, czy może tylko przez pół zwaliło się tylu podróżnych, że wszystkie ławy, stoły, stoliki zostały zajęte. Kufle pełne piwa. Kielichy z winem i miodem. Misy z pieczonym bażantem, przyozdobione czerwonymi jabłkami, znowu kufle skąpane w złocistym płynie. Wino i lepki miód spływające z kielichów na podłogę, spodnie, buty i wszystkie inne, co znalazło się poniżej pucharów, dzbanów i amfor – głów z tego nie wyłączając. Czas przyspieszył. Wino, krzyki, rozgwar, przyspieszały poczucie czasu. Troski odchodziły na bok. A wino coraz silniej uderzało do głowy dając to niesamowite uczucie olbrzymiej mocy, a zarazem niemocy z niej wynikającej. Również teraz można było wyczuć magię... jednak nie było nikogo, kto potrafiłby to zrobić... a wino – tak słodkie, tak kusząco przyjemne i takie mocne spokojnie usypiało i trzeźwiło... wino, za które nie jeden z kupców gotów byłby oddać nie jeden skarb, gdyby tylko potrafił wpaść na taki pomysł...
Wysoki, jednooki mężczyzna zamienił z oberżystą kilka słów, po czym wziął kufel. Odwrócił się i niezwykle wolno, zaczął sączyć piwo uważnie obserwując wszystkich zgromadzonych. Przy jednym ze stolików, w otoczeniu dwóch kupców siedział żołnierz. Dość zacięty wyraz twarzy zdradzał, że rozmawiali o pieniądzach. Cała trójka próbowała wytargować ile tylko się dało, znacznie częściej gestykulując rękoma, niż odzywając się. żołnierz powstał i powoli zaczął przeciskać się między kupcami, a stolikami w kierunku karczmarza. Jednooki skierował swoje dobre oko w inną stronę. Przy oknie, w cieniu siedział krasnolud. Wszyscy, włącznie ze służbą wszelkimi sposobami unikali tego miejsca. Nie nowością była niechęć do odmieńców, zwłaszcza po ostatnich zamieszkach wywołanych na tle nienawiści rasowej. Skoro tam siedział, oznaczało jednoznacznie, że był tolerowany przez właściciela. A co za tym idzie także przez wszystkich pozostałych. żołnierz okazał się dwudziesto-trzyletnim mężczyzną, amatorem piwa. Jednooki wrócił do swojego stołu. Siedziało tam już kilkanaście osób. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że są to dość bogaci kupcy z ochroną. Kilku mrukliwych wojaków siedziało trochę dalej, kupcy debatowali przy stole. Do jednego z nich – ubranego w ciemny, nowy, szyty na miarę płaszcz – zbliżył się Jednooki. Szepnął kilka słów i oddalił się kilka kroków. Kupiec spojrzał w stronę krasnoluda, potem w stronę żołnierza przy barze – nadal żłopał piwo. Kiwnął głową wyrażając zgadzając się z wyborem Jednookiego i powierzając mu dalsze zadanie. Jednooki ruszył w kierunku krasnoluda. Spojrzał znacząco w stronę karczmarza – ten już wiedział co robić. Zaczął krótką gadkę z żołnierzem, a po chwili wojownik również skierował się w stronę krasnoluda. Jednak krasnolud nie był ani głupi, ani naiwny. Nikt nie wysyłałby dwóch wojowników tylko po to, żeby porozmawiać o pogodzie. Mocniej uścisnął trzonek topora gotowy w każdej chwili doskoczyć do ludzi i wykonać szybkie cięcie. Jednooki był już bardzo blisko, gdy zatrzymał się. Rozejrzał się i zaczął kwestię...
Marius napisał(a):"Oho Krasnolud....niespodziewałem sie zobaczyć takich jak ty w tych stronach"
...nie zważając na złowrogie spojżenie krasnoluda , wzioł krzesło ,odwrócił oparciem do przodu i sie przysiadł do stolika czym wzbudzając chwilowe zainteresowanie w oberży
Jednooki spojżał na kupca który bacznie sie im przygłądał, wykonał znaczący gest w strone karczmaża w celu uzyskania aprobaty.... poczym skinol na dziewke by wymieniła pusty kufel krasnoluda na pelny...i rzekl do brodacza niezbyt zadowolonego z nieproszonego towarzystwa..
"Wyglądasz mi na obytego z broniom i na wojownika wprawnego w jej władaniem , mam pewnom propozycje dla ciebie..."
...rzucił krótkie spojżenie na żołnierza który bacznie przyglądał sie krasnoludowi.
"Ale pierw odłóż tą siekierke bo może sie komuś krzywda stać,a niechciał bym twojom wielką głowe nabijać na włucznie mom"
"Mam propozycje dla ciebie.......chciał bym żeby twój topór i ty pracowali dla mnie....co ty na to??"
Jednooki spojżał na krasnoluda i dodał :
"Praca dobra , dobrze płatna choć niebezpieczna....być może będziesz musiał użyć swego przyjaciela wielokrotnie bądź wcale"
......rozdrażniony że jego rozmówca nie raczył nawet gestem okazać że jest zainteresowany rozmową z nim powiedział :
"Zainteresowany??.....czy nie chcesz wiedzieć o co chodzi"
Marker napisał(a):odchrząknołęm głośno.W tym momencie dziewka przyniosła nam piwo. Wziąłem pożądnego łyka po czy powiedziałem:
"Nie przepadam za takimi jak ty, lecz wyglądasz mi na pożądnego gościa. Dobrze Ci z mordy patrzy" Obejrzałem się dookoła po czym dodałem: "Możesz powiedzieć jak głębokie jest to bagno w które chcesz mnie wciągnąć?"
spojrzałem na jednookiego i znów się napiłem...
"Mam nadzieje że będzie po drodze będzie mozna wyrżnąć pare goblinów" - pomyślałem
Marius napisał(a):...zadowolony w głębi duch z obrotu spraw, spojżałem na żołnierza i rzekłem:
"a ty co tak stoisz siadaj jeślisz zainteresowany..."
ucieszony z dosiadnięcia sie tegoż osobnika zaczołem omawiać szczegóły:
"Więc panowie chodzi o sprawe tego typu.... ja wraz z moimi ludźmi chronie pewnego człowieka który cały i zdrowy mósi dotrzeć do miasta Naargät ,miasto kupieckie leżące na północ stąd...."
...Spojżałem po twarzach mych słuchaczy ,wyglądali na zainteresowanych,za oknem lało, "cholera" pomyślałem "przesrane będzie jutro podróżować" ...."ale mam teraz ważniejsze sprawy na głowie"
...i kontynuowałem na temat kupca Sĕdõrf'a i jego misji handlowej,w celu podpisania jakiegoś tam kontraktu na zakup świńskich skór,i o tym jak mineła poprzednia część podróży.
Szyszek napisał(a):Dosiadam się i z zainteresowaniem (popijając powoli piwo) słucham jednookiego.
MG napisał(a):Coraz bardziej zainteresowani słowami najemnika przestajecie zwracać uwagę na pozostałych. Marius Widlasz, bo tak ma na imię, najprawdopodobniej pomylił się z powołaniem. Swój poetycki talent marnuje przedstawiając do motłochu – konkretnie do was – o sprawach bynajmniej nie poetyckich. Zamiast dojść do sedna sprawy Marius zaczął opowiadać, o czymś co nijak miało się do tematu, a co gorsza po prostu was nudziło, jednak on uparcie wierzył że to pomoże wam zrozumieć jego sytuację oraz misję... Przysypiając i słuchając od czasu do czasu wydawało się, że w ciągu najbliższych kilku zdań dojdzie do meritum sprawy. Jednak tego deszczowego wieczoru Ananke nie była łaskawa... W międzyczasie do gospody musiał wejść kolejny podróżny, na którego nie zwróciliście uwagi. Potężnie zbudowany, z daleka przypominał trolla, którym z pewnością nie był. Człowiek z tępym wyrazem twarzy zwrócił się w stronę krasnoluda. Silnym, zdecydowanym ruchem ręki zrzucił z krzesła Mariusa, który upadając wytrącił Szyszkowi piwo, także obaj leżeli na podłodze mokrzy od złotego napoju. Podszedł jeszcze bliżej krasnoluda.
- Ty skur*** - zaczął doniośle Olbrzym, poczym zaczął pozdrawiać całą twoją rodzinę do piątego pokolenia włącznie.
Już twój niezawodny przyjaciel miał mu przemówić do rozsądku, gdy nagle za wami pojawiło się dwóch mężczyzn – nigdy wcześniej ich nie widzieliście, najprawdopodobniej także służyli w oberży. Pierwszy raz od wielu lat ktoś kompletnie was zaskoczył... Panowie ci skutecznie przekonują was, że lepszym pomysłem będzie rozwiązanie swoich problemów na zewnątrz i to też nie przy samym wejściu, gdyż właściciel nie życzy sobie zamieszania w lokalu.
Wszyscy postanawiacie wyjść i rozwiązać problem. Mili jegomoście odprowadzają was na zewnątrz i zamykają za sobą drzwi. Leje jak z cebra. Buty grzęzną wam w rozmokłej ziemi. Ulewny deszcz skutecznie ogranicza widoczność. Grające na wietrze światło z pochodni tylko dodatkowo potęguje napięcie nie niepokój.
Odeszliście kilkanaście metrów od gospody. Słyszycie parskanie koni. I czyjeś kroki w błocie. Pochodnie, które dostaliście przy wyjściu nadal się palą i nie wygląda na to, by padający deszcz, czy wiatr miał je zgasić. Jednak nie jest to w tej chwili waszym największym problemem. Od lewej strony zbliża się dwóch mężczyzn w kapturach. Bez problemu dostrzegacie w ich dłoniach obnażone miecze. Olbrzym zaczyna cos krzyczeć, o tym że krasnolud zabił mu brata. Tamci podchodzą coraz bliżej. W całym ciele czujecie adrenalinę. Przyspieszone tętno, płytki oddech. Z trudem utrzymujecie nerwy na wodzy. Cały czas macie szansę, że sprawę da się załatwić w jakiś bardziej pokojowy sposób. Marker za żadne skarby świata nie może sobie przypomnieć o co może chodzić temu gburowi. Niebo przeszywa kolejna błyskawica. Rozświetla niebo nad wami. Widzicie olbrzymi, oburęczny miecz, którym zaraz zostaniecie poćwiartowani. Dwóch mężczyzn (z waszej lewej) również przystępuje do ataku...
Marker napisał(a):(rozumiem że wraz ze mną są Szyszek i Marius)
"No chłopaki, czas się zabawić" - krzyknąłem, po czym wyjąłem mojego "małego" przyjaciela i zwróciłem się do napastnika: "Goblinem to ty nie jesteś ale masz bardzo podobną do nich morde...." i z krzykiem rzuciłem się do ataku...
Szyszek napisał(a):Krzyczę za Markerem aby się zatrzymał, widząc żę działa w afekcie nie myśląc o komplikacjach
Marker napisał(a):słysząc krzyk Szyszka zatrzymuje się i mówie: "Spójrz na nich! Oni wiedzą czego chcą i nie odpuszczą, więc albo mi pozmożesz albo uciekaj zanim Ciebie w coś wrobią" I znów spojrzałem na napastników. byli gotowi do walki. Ja też.
Szyszek napisał(a):Podchodzę, stoję półkroku za Markerem. Gotowy do walki. Jednak czekam, aż do wiem się o co chodzi, gdyż nie chcę tu walki, ale jestem gotowy ją podjąć, wyrywa mi się "Czego chcecie !?".
Marius napisał(a):"Ku*** i właśnie teraz nie wziołem mej włuczni z oberży....no cóż mieczem też mu krzywdy narobie"
...uścisnołem mocniej miecz w prawej i pochodnie w lewej dłoni..
...pochodnia...oręż nikły...no ale może mi sie uda temu przerośniętemu dzikowi pyska opalić....
"A to co do diabła...ci dwaj to kto..." krzyknołem
...taka awantura...i to właśnie wtedy gdy mam niestrawność po tym co zjadłem a było nie przygotowane przezemnie , a mówiłem żeby tyle bukszpanu i lupczyku nie dodawał bo sranie nas weźmie....ale gdzie tam ,on to mistrz jest przecież,on kupcowi gotuje od lat........
"Cholera jasna co tych dwóch w kapturach chce....a o tym wielkim prosiaku nie wspomne....."
...może przynajmniej ci w kapturach pare złota w sakiewach mają...
"Dobra panowie załatwmy to szybko i wracajmy do środka...bo już przemokłem niemiłosiernie..."
...chech jak wróce to sobie gorącom kąpiel zamówie.....z którąś z tych dziewek z oberży...hihihi....
MG napisał(a):Nie przestaje padać ani na chwilę. Uderzająca do głowy adrenalina, wymieszana z alkoholem, potęguje uczucie zagrożenia. Wydaje się wam, że słyszycie tylko swoje oddechy i nic więcej. Powoli dociera do was co mówi, czy raczej krzyczy olbrzym:
"Zabiłeś mojego brata! Zginiesz za to kurduplu!" mimo usilnych starań marker nie może przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek spotkał brata tego osobnika... Prawdopodobnie to pomyłka, ale teraz nawet królewski dyplomata nie wybrnąłby z takiej sytuacji...
Dwaj zakapturzeni okrążają was. Jeden staje naprzeciw szyszka, drugi – Mariusa. Zatrzymują się. Olbrzym przekręca głowę starając się dostrzec coś kątem oka. Na jego oszpeconej bliznami twarzy dostrzegacie szyderczy uśmiech.
"Zabić ich!" – pada krótki rozkaz, a dwaj zakapturzeni przystępują do ataku. Kolos natomiast decyduje się własnoręcznie zabić krasnoluda. Zamachuje się ogromnym mieczem...
Marker napisał(a):no i znowu przej***** dzień" pomyślałem równocześnie próbując sparować cios toporem. "Jak tylko się uda odrąbe temu trolowi jaja i powiesze sobie na ścianie!"
Marius napisał(a):Zakapturzony nie czeka na nic...atakuje mnie ,szażuje na mnie z tym mieczem,co z niego za wojownik jeśli atak bez przygotowania zamierza......próbuje zablokować jego atak mieczem i spróbuje wyprowadzić cios pochodnią w głowe który przy jego rozpędzie spowoduje zachwianie ruwnowagi i być może upadek...co da mi przewage nad nim...........spojżałem mu głęboko w oczy,widze po nim że zdenerwowany jest lekko ale i za bardzo pewny siebie..
....krzycze do markera chyba tak jego imie brzmiało..... : "Trzymaj sie zakichany krasnoludzie,pozbęde sie tego natręta i dam zaznać smaku mej stali temu przerośniętemu szczurowi......"
Szyszek napisał(a):Zaczynam walkę z moim przeciwnikiem. Myślę sobie "moje doświadczenie ma przewagę z pospolitym bandytą..."
MG napisał(a):Zakapturzony atakujący Mariusa jest szybki... bardzo szybki... natychmiast wykonuje unik. Pochodnia nie dochodzi celu. Zakapturzony niesamowicie zwinnie doskakuje do wyciągniętej ręki i stosuje dźwignię – lądujesz na plecach prosto w błotku, które nieznacznie amortyzuje upadek. Pochodnia ląduje obok ciebie, jednak jest już bezużyteczna – zgasła. Ale nadal jest jasno... tak jakby coś jeszcze się paliło... to Zakapturzonemu zapalił się rękaw...
Szyszek – wróg podchodzi kilka kroków, ale nie atakuje. Stoicie w bezruchu obmyślając atak i próbując znaleźć słaby punkt przeciwnika....
Marker – Olbrzym atakuje z potężną siłą. Starasz się sparować toporem jego cios, jednak zbyt wolno... nie przygotowany na tak silny atak upadasz na plecy. Czujesz na prawym ramieniu cos ciepłego... twoje obawy stają się słuszne – to krew... a co gorsza twoja krew... Trollowaty musiał drasnąć cię mieczem. Na szczęście, chociaż z bólem, nadal możesz ruszać ręką...
Marker napisał(a):podnosze się najszybciej jak tylko umiem i przystępuje do ataku. Atakuje jego nogi....
Szyszek napisał(a):Mam nadzieję, że zaatakuje pierwszy i po obronie przed jego ciosem uderze z kontry. Jeżeli nie zaatakuję będę atakował go na wysokości klatki z boku z prawej strony szybkim ciosem, lub prostym pchnięciem...
Marius napisał(a):Mój przeciwnik chwilowo zajęty płonącym rękawem dał mi czas na to by sie podnieść z ziemi...z błota,on mnie cisnoł w błoto
...płonący rękaw nie zabiera mu za dużo czasu,deszcz skutecznie wybawia go z tego prolemu...ale dał mi go na tyle by powstać i wyprowadzić cięcie na jego plecy...mało honorowo...ale po szybkim rzucie oka i zapoznaniu sie w tym jak sprawy stoją...musze jak najszybciej sie tego delikwenta pozbyć...bo ten żołnierz szyszek sie troche nie za bardzo kwapi na szybkie rozegranie partii ze swoim współgraczem....krasnolud na ziemi...no ładnie...to przerośnięte scierwo jest nie tylko strasznie silny ale też szybki i zwinny jak elf...kawał twardego orzecha do zgryzienia...wydarłem morde :
"Mości szyszku kończ waść z tym frajerem...bo trzeba pomóc temu zawszałemu krasnoludowai...rozwiązać jego problemy!...w które i nas wmieszał!"
...cały w błocie umazany jestem...ten pomysł z tą kompielom jest coraz bardziej realny...zabije tego kretyna ...mnie w błoto,mnie
Szyszek napisał(a):Po usłyszeniu okrzyku "Mości szyszku kończ waść z tym frajerem...bo trzeba pomóc temu zawszałemu krasnoludowai...rozwiązać jego problemy!...w które i nas wmieszał!"
Zdecydowałem się na atak w pełni opanowany nie daję ponieść się emocjom, jednak atakuję z całej siły. Zadaję szybkie, zdecydowane ciosy.
MG napisał(a):Marius doskakuje między Markera, a Olbrzyma. Jego miecz uderza o twój. Zatrzymując potężne uderzenie, z trudem utrzymujesz się na nogach. Kolejny cios jest równie silny jak poprzedni, jednak tym razem lepiej rozłożyłeś ciężar ciała i bez problemu parujesz cios. Wiesz jednak, że siłowo z nim nie wygrasz...
Marker podnosisz się niebywale szybko i już masz zadać cios, gdy między was wskakuje Marius. Klniesz głośno i niewybrednie , tak żeby człowiek usłyszał co myślisz o jego wskakiwaniu między was. Dopiero teraz dostrzegasz, że uratował ci życie...
Szyszek – atakujesz zaciekle. Przeciwnik zaskoczony przechodzi do defensywy. Jednak jak się okazuje nie jest to pierwszy lepszy zbir. Walczy nadspodziewanie dobrze. Powoli, acz nieubłaganie przejmuje inicjatywę. Wykonujesz szybkie pchnięcie, jednak on – szybkim półobrotem – unika ostrza. Co gorsza atakuje cię w głowę. Wiesz już , że nie zdołasz zrobić uniku... dostajesz bezpośrednio w głowę...na twoje szczęście dostajesz rękojeścią – nie ostzrem... i padasz nieprzytomny twarzą w błotko...
Marius napisał(a):...Zparowałem uderzenie tego świniaka...cios mocny na mym mieczu sie zatrzymał ,a miecz dobry ,w kuźni mistrza Olifalda wykuty, po takim ciosie zwykła żołnierska broń pęka ,ale nie moja...cios silny ,aż ręka zdrętwiała...co ten krasnolud am z tyłu takie siarczyste epitety rzuca w moją strone ,choć musiałem mu jego grube dupsko ratować to jeszcze taką wdzięczność okazuje...i miej ty człowieku dobre serce...nawet go nie znam..........co do diabła...szyszek na plackiem leży, nieżyje??........."Co tu sie do diabła dzieje??...wcoś ty mnie wmieszał konusie brodaty" wydarłem sie...poczym uskoczyłem,by uniknąć kolejnego ciosu olbrzyma, parowanie mało efektowne...bo może broń albo ręka pęknąć...oglądam sie ,krasnolud na nogach....doskakuje do drugiego zakapturzonego ,by ratować tym razem dupsko szyszka...krasnolud musi narazie sie zająć olbrzymem.........
Marker napisał(a):przyuszaczm szybki i silny atak na nogi prosiaka....
"ty wredna..skurw*****, zgniła gadzino!! Zepsułeś mi dzień i do tego przez ciebie wyglądam jak potwór z bagien... Pożałujesz tego Zaraz poczęstuje cię mojim małym toporkiem" i ruszam do kolejnego ataku....
Szyszek napisał(a):Leże... świat wiruje mi przed oczami.... widzę kolorowe plamy....deszcz tak to krople deszczu padają na moja pustą głowę... jak ciemno... słyszę stłumione odgłosy jednak nie wiem czy to w mojej uderzonej jeden raz za dużo głowie, czy może gdzieś poza nią... czuję sie taki ciężki nie mogę się podnieść...
czuję coś w ustach... coś wilgotnego... jedzonko?... jest tak ciemno i mokro... chyba nie popuściłem - to ostatnie co pomyślalem... zapada ciemność...
MG napisał(a):Marius dopada Zakapturzonego. ¦cierają się w straszliwym boju. Nie widać, żeby któryś z nich zdobył przewagę. Zakapturzony świetnie balansował ciałem. Jego ruchy były szybkie i precyzyjne. Powoli spycha cię do obrony... Jesteś zbyt daleko by sprawdzić co się dzieje z Szyszkiem. Nie ma na to czasu. Zakapturzony tylko czeka na moment nieuwagi... starasz się uratować teraz własną skórę nawet nie wiesz dlaczego chcą cię zabić...
Marker zahaczasz toporem o nogę Olbrzyma. Jednak jest to tylko draśnięcie. Przeciwnik nadal zawzięcie atakuje. Musisz znaleźć jakiś sposób, bo inaczej wprasuje cię w ziemię...
Marker napisał(a):Odsuwam się pare kroków od świniaka...
myśle sobie " tylko tu podejdziesz a zmasakruje Ci twarz" . Przeciwnik podchodzi.. biore zamach... celuje prosto w morde....
Marius napisał(a):...Zakapturzony mnie atakuje zaciekle,jego umiejętności szermiercze są godne pochwalenia,wygląda mi na jakiegoś żołnierza który zapragnoł dorobić sobie do żołdu, i to takiego który świeżo z koszar nie wyszedł ale już nie jedno przeżył...
...moment odetchnienia,szybki rzut okiem na oberże...i oczywiście,tłum gapiów w oknach,łącznie z samym moim pracodawcą,kupcem...który delektuje się oglądaniem bitwy i nic nie zrobi by jakąś pomoc wysłać.
Zakapturzony atakuje coraz bardziej i coraz mocniejsze ciosy wyprowadza...już za młodu nauczyłem sie jednego:by nie nie dać sie by poniosły mnie emocje, skupiam sie na obronie,wszystkieciosy staram sie parować albo unikać..."Jak tak dalej będzie napiep**** tym mieczem to sie wkońcy zmęczy albo straszny w konsekwencjach dla niego błąd popełni" pomyślałem.....i miałem racje ,jego mocne cięcie na wysokości szyji mojej,uniknięte przezemnie,spowodowało żer na sekunde odsłonił sie i wyprowadziłe pchnięcie w żebra jego z boku tuż pod ręką...cios jeśli dojdzie to śmiertelny.......
MG napisał(a):Marius – cios dochodzi celu jednak nie tak jak sobie wyobrażałeś. Mimo to Zakapturzony zwalnia. Z grymasem bólu wykonuje szeroki zamach. Chybi, jednak jesteś zbyt daleko i zbyt zmęczony by do niego doskoczyć. Słyszysz jak coś w pobliżu tawerny rozbija się. Instynktownie patrzysz w tamtą stronę – musiało ci się wydawać - nikogo nie ma. Zero zainteresowania. Odwracasz głowę – Zakapturzony już jest przy tobie – jego ruchy są wolniejsze i nie tak precyzyjne, jednak nadal jest niebezpieczny. Czujesz jak coś trafia w hełm... rykoszetuje i trafia Zakapturzonego w ramię – tuż obok obojczyka. Ten wydaje zduszony okrzyk. Starasz się skrócić jego cierpienia jednak kolejna strzała trafia cię prosto w plecy – całe szczęście że masz zbroję. Kolejne dwie strzały przelatują ze świstem koło twojej głowy. Zostałeś celem – to pewne. Sensownie będzie udawać martwego...
Marker – zagranie zbyt oczywiste. Olbrzym bez problemu zatrzymuje uderzenie i przechodzi do ofensywy. Twoja uszkodzona ręka zaczyna krwawić. Odskakujesz parę kroków od niego planując kolejny atak gdy tylko się zbliży. Słyszysz jak coś rozbija się o ziemię... Oglądasz się za siebie – w stronę oberży – jednak nie widać by ktoś wykazywał zainteresowanie waszą walką... czyżby w karczmie było głośniej niż tutaj, a może to magia tego miejsca, a może coś jeszcze innego... Katem oka dostrzegasz grad strzał, którymi zasypywany jest Marius. Nie wiadomo kto i dla czego... Olbrzym jest już jakieś dziesięć metrów od ciebie. W ciemnościach dostrzegasz, że obok niego biegnie jeden z Zakapturzonych – to oczywiste, że kierują się do koni... Słyszysz śpiew kolejnych strzał...
Marker napisał(a):skoro bydle uceka do koni to ja kieruje się ostrożnie do poległych....
jednak jeśli wystrzelą we mnie kilka badyli (strzał) to spier@#$% do oberży.....
Marius napisał(a):Padam na ziemie plackiem,twarzą w błoto,zapłacą mi za tą zniewage....zapłacą,przysięgam na grób mego dziadka...leże w błocie,wspomnieniami wracam do momentu jak mój ojciec jako nieumarły szedł w moją strone,ach nie.....to nie czas na wspomnienia...co tu sie do diabła dzieje,w co ja zostałem znowu wmieszany,...strzały...może to żołnierze,jakiś patrol poinformowany o bujce,ale żołnierze nie strzelali by odrazu ,tak by zabić...ah plecy mnie bolą,strzała jednak przebiła zbroje,ale mam nadzieje że płytko weszła, i to też pod łopatką musiał wtrafić....kontrola,ciała...nie ruszam sie,udaje martwego...ehh..źle upadłem,w razie czego nie będe w stanie szybko powstać...a to może sie okazać bardzo ważne....................
MG napisał(a):Marker koleje strzały padają koło twoich stóp. Chcąc je ominąć poślizgujesz się i upadasz na plecy. Widzisz jak traktem, zza zakrętu wyjeżdża czwórka konnych. W rękach dzierżą krótkie łuki – to oni musieli do was strzelać... Jeźdźcy zatrzymują się koło waszych ciał – wyglądają jak wojska królewskie. Wszyscy zeskakują z koni. Wyciągają miecze i obserwują pobojowisko. Dwóch podbiega do Markera – wiedzą, że żyje. Karzą mu się podnieść i wytłumaczyć całą sytuację...
Dwóch pozostałych pobieżnie sprawdza pozostałe ciała. Dostrzegają głośno oddychającego Mariusa. Krzyczą żeby się podniósł i opowiadał co się stało... Widząc, że Marius nie jest w najlepszym stanie, jeden z żołnierzy kieruje się w stronę ciał, jednak nie podchodzi do nich tak blisko by dostrzec czy ktoś jeszcze żyje...
Marius napisał(a):Wstaje powoli i ostrożnie,miejąc cały czas na oku ludzi z łukami którzy są najbliżej mnie...mocno staje na ugiętych nogach,miecz w prawe dłoni zaciśniętej mocno że aż mi palce dretwieją,gotowy by doskoczyć i ciąć tego co najbliżej stoi,królewscy czy jacy inni,strzelali do mnie i to tak by zabić...strały ich założone na łuk a cięciwy napięte....obmyślam plan ataku,zaatakować nim wypuszczą strzały.....widze zdenerwowanie na ich twarzach,spływająca woda z deszczu po czole,skutecznie ogranicza mi widocznośc ,więc z walki nici.......wyprostowałem sie i zaczołem krzyczeć......
...." strzelaliście nie do tych co trzeba!!...tamci uciekli!!.....my sie tylko broniliśmy...ludzie z karczmy potwierdzą "
...spojżałem na oberże...w oknach pusto,ludzie tam znajdujacy sie szybko wrócili do stolików,i piwska....pomyślałem "No ładnie,daliśmy im rozrywki,ale jak co do czego to sie nikt nie kwapi by wszystko wyjaśnić....nawet kupiec"
....krzyknołem do łuczników : " Dajcie wszystko nam wyjaśnić.....i niech ktoś goni te psie gnioty".....
Szyszek napisał(a):Ostrożnie się podnoszę, siadam w niewielkim rozkroku rękami trzymając głowę, mam załzawione oczy, a głowa boli mnie jakbym był na kacu po 3 dniowej popijawie..... Powoli zbieram do kupy wydarzenia ostatnich 5 minut....
Marker napisał(a):"Jest tak jak mówi jednooki" - krzyknąłem do rycerzy "a ty dziecko, zabierz tego badyla bo jeszcze sobi krzywde zrobisz..."
A teraz wybaczcie panowie ale jestem w opłakanym stanie. Musze się umyć i coś zjeść" i zacząłem ićś w kierunku oberży...
Wysłany ¦ro 21.07.04, 18:50:
Pora ruszać dalej
"Gdzie?!" krzyknął żołnierz najbliżej krasnoluda i szybkim kopniakiem posłał go na ziemię. Marker znowu zażywał błotnych kąpieli. Miałeś tego dość – drugi raz tej samej nocy wylądowałeś w błocku. Taka zniewaga... jednak nikt się tym nie przejął, a krasnoludów chyba tu nie lubiono... gdy się obróciłeś zauważasz, że żołnierz stoi nad tobą z wyciągniętym mieczem, czekając tylko na pretekst by zakończyć twój żywot.
Marius – żołnierz za tobą widząc co się dzieje przy krasnoludzie, wyciąga miecz i celuje w twoją szyję – jeden ruch i po tobie.
Szyszek – z trudem podnosisz się. Już dawno nie czułeś się tak źle. Wygląda na to, że ziemia jest zbyt pochyła by na niej stać... i obraca się tak szybko... to wybitnie nie twój dzień... Pada krótki okrzyk – nie rozpoznajesz słów, jednak instynktownie odwracasz głowę – to Marker ponownie ląduje w błocie. Powoli odwracasz się. Marius stoi nienaturalnie sztywno - tak jakby ktoś mu kija w kręgosłup wsadził – pewnie też nie może się ruszyć. Przed twoimi oczami świat staje się coraz ciemniejszy – najprawdopodobniej podniosłeś się zbyt szybko, a tlen nie zdążył dostać się do twojej potłuczonej głowy... świat szarzeje coraz szybciej, a ty z przerażeniem stwierdzasz, że nic nie możesz zrobić. Aż w końcu tracisz wzrok – masz nadzieję że tylko na chwilę... ostatnią rzeczą jaką dostrzegasz to żołnierz mierzący do ciebie z łuku – stał zbyt daleko by zagrozić ci mieczem, ale i tak masz marne szanse na ucieczkę, zwłaszcza, że nie wiesz gdzie jest czwarty wojak.
Zastanawiające jest, że żołnierze reagują bardzo szybko i sprawnie. Byliby idealnymi przeciwnikami dla zakapturzonych gdyby tamci nie uciekli... To nie mogą być zwykli żołnierze...
Z przemyśleń wyrywa was głos jednego z nich – najprawdopodobniej dowódcy karzący wytłumaczyć co się stało. Jednak teraz po incydencie z krasnoludem przydałby się jakiś mówca i negocjator w jednej osobie...
Good Times Gone