Moje krótkie opowiadanie luźno utrzymane w klimatach Urban Dead i filmu 28 dni później.
Samo w sobie jest zwiastunem sesji rpg
"Piosenki z oblężonego miasta", rozgrywanej na forum internetowym.
UWAGA! Opowiadanie zawiera treści i słowa powszechnie uznawane za niecenzuralne!
Mam nadzieje, że to jako rodzaj twórczości, a nie normalny tok wypowiedzi, nie zostaje negatywnie odebrane przez administracje forum, jako pogwałcenie regulaminu.
Słońce zachodziło krwawą łuną nad umarłym miastem.
- 2-5, melduj.
Transporter opancerzony drużyny epidemiologicznej pędził opuszczonymi ulicami Malton.
- Tu 2-5, zgłaszam się. Dzielnica wydaje się być opuszczona. Nigdzie nie widzę świateł. Zerowa aktywność brudasów. W razie kontaktu, będę się łączył. Koniec.
Zniszczone ulicę, zawalone były śmieciami z ostatnich dni. Gdzieniegdzie leżały okrutnie porozrywane ciała.
Otaczające ich budynki w wielu miejscach pocięte były seriami z broni automatycznej. Dostępu do większości z nich broniły szybko wzniesione barykady z gruzu, płyt chodnikowych i mebli. Okna pozabijane.
Te nieliczne, których wejścia stały otworem w środku były zniszczone i rozszabrowane.
Transporter powoli wytracał prędkość.
Ostatnie refleksy słońca odbijały się na czarno szarym, stalowym pancerzu, dzielącym załogę od wrogiego otoczenia.
Górna klapa otworzyła się powoli. Wychyliła się spod niej łysa głowa.
- To jest zły pomysł, Lance. Wyszeptał obserwator.
- Nie, to jest rozkaz. Więc zamknij kurwa, ryj, Spike i obserwuj. Zostaniesz tu na skrzyżowaniu. Jak już złapiemy jednego z nich, zameldujemy. Dwójka, trójka za mną.
Tylni właz otworzył się z hukiem. Szybko wybiegli z niego trzej żołnierze. Właz zamknął się.
Sierżant Lance rozejrzał się dookoła i ruchem ręki pokazał kompanom obalony tramwaj.
Osłaniając jeden drugiego, w minutę znaleźli się przy nim. 700 metrów od transportera.
Lance klęknął obok swoich ludzi.
- Dobra. Ja i ty, Rowland wejdziemy do tego budynku, tą wyrwą z boku. Rzucił Sierżant, pokazując na dwupiętrowy dom z zawalonym dachem.
- Ty, kapralu zostaniesz tutaj. Będziesz nas osłaniał. Już miał wstać, gdy zawahał się.
- Jeśli będą one tam będą.. Musimy zrobić to szybko.
Uśmiechnął się krzywo, klepiąc Rowlanda po ramieniu.
- I nie spudłuj, szeregowy.
- Czy ja wiem, Lance? Patrząc na to cacko, mam pewne wątpliwości. Mówiąc to lekko potrząsł karabinem specjalnie zaprojektowanym do akcji drużyn takich jak ta.
Zerwali się do biegu.
Kolejne 200 metrów od transportera.
Kapral Jimmy obserwował swoich kompanów zza rozwalonego tramwaju.
Świat zwariował.
Ogarnął wzrokiem zmasakrowaną dzielnicę.
Jezu, minął przecież dopiero tydzień. A tu nie ma już nic.
Przeniósł wzrok na Sierżanta powoli wkraczającego do budynku.
Kilka minut wpatrywał się w cichy dom.
Broń gotowa do strzału.
Niesamowity odór.
Przeraźliwy krzyk za plecami.
- BOŻE!
Ręka łapiąca za ramię.
Ostre zęby wbijające się w gardło.
Krótka urwana seria.
Ból.
- Dwójka, to ty strzelasz? ... Dwójka, zgłoś się. ... Dwójka, tu jedynka. Zgłoś się. ... Kurwa chyba dopadli dwójkę. ... Spike, słyszysz mnie?
Trzaski radia wypełniły wnętrze transportera, rozświetlane nikłym, czerwonym światłem.
Szeregowy, trzęsącą się ręką, nacisnął guzik intercomu.
- Słyszę was głośno i wyraźnie. Jadę, po was. Odbiór.
- Jesteśmy, przy tym szarym budynku. Czekamy na ciebie. Bez odbioru.
Transporter zawrócił, szybko nabrał prędkości.
- W Szarym budynku.. Jak mam znaleźć po nocy, kurwa szary budynek. Mruczał do siebie.
Zapalił reflektory.
- O żesz kurw...
Ulica pełna była ludzi. Pokiereszowanych, zawodzących trupów, sunących wprost na niego.
Miasto obudziło się do życia.
Bezkształtna, martwa masa, w których zgniłych mózgach tliła się tylko jedna myśl.
Zabić, rozerwać na strzępy, pożreć.
Spike nacisnął na pedał gazu.
Pracujący silnik zagłuszał trzask łamanych kości, odgłosy tratowanych ciał.
- Lance, do cholery! Biali na ulicy! Gdzie jesteście?
Błyski wystrzałów rozjaśniały ulicę.
- Lance, odbiór! Gdzie mam jechać?!
Pancerz transportera przyjmował z hukiem kolejne trupy.
- Lance nie żyje! Dopadły go! Przestraszony głos Rowlanda, przerwał ciszę w eterze.
- Rowi! Do chuja, gdzie jest ten szary budynek?!
- Jesteś od niego kilkadziesiąt metrów! Wystrzelę flarę!
Kilka sekund później bladozielone światło, rozjaśniło okolice.
Transporter powoli wyhamowywał.
Spike rzucił się do wizjera.
Były wszędzie.
Szary budynek z zawalonym dachem.
Smugi wystrzałów z okna, z drugiego piętra.
Transporter zatrzymywał się. Silnik kaszlnął kilka razy i zgasł.
- Nie rób mi tego, no nie rób mi tego, kotku.. Szeptał Spike, szarpiąc za dźwignie.
Maszyna nie reagowała.
Mocne uderzenia o pancerz.
Skowyty umarłych ludzi.
Boże, idą po mnie.
Szeregowy trzęsącymi się dłońmi wyciągnął z kieszeni wojskowej marynarki różaniec.
Ojcze nasz, któryś jest w niebie,
Święć imię twoje,
Przyjdź Królestwo twoje,
Bądź wola twoja,
Uszkodzony głośnik intercomu wołał o pomoc.
jak w niebie,
tak i na ziemi.
- Do cholery! Gdzie jesteś! Spike! One, tu idą! Spike, kurwa nie zostawiaj mnie tu. Jezus, nie zostawiaj.. Błagam..
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.
I odpuść nam nasze winy,
jak i my odpuszczamy naszym winowajcom;
I nie wódź nas na pokuszenie,
- To koniec.. To pierdolony koniec.. Są przy drzwiach.. Nie utrzymam się długo.. Spike.. Nie zostawiaj..
Przez eter przebił się ostry strzał. Upadek. I nic więcej.
ale nas zbaw ode złego;
- 2-5, tu baza. Melduj. Odbiór.
Albowiem twoje jest Królestwo i moc,
- 2-5, co tam się dzieje?
Metalowa pokrywa powoli ustępowała pod setkami uderzeń.
i chwała na wieki wieków.
Właz z głuchym trzaskiem uderzył o podłogę transportera.
Przeraźliwy smród gnijących ciał.
Wyraźne już krzyki.
Nadgniła ręka sięgająca do środka.
Spike wyciągnął z kabury pistolet.
- 2-5, co tam się dzieje, do cholery?!
Amen.
Kilkaset metrów dalej, postać w postrzępionym, ciemno zielonym płaszczu przeciwdeszczowym, z dachu budynku Whippney'a, przez lornetkę obserwowała, białych powoli wpełzających do zniszczonego transportera.
- I co? Odezwała się siedząca za nim drobna brunetka.
- Jutro rano pójdziemy tam po broń i amunicje. I może coś się uda wyciągnąć z wraku.
- Oby konserwy. Dzieciaki od wczoraj nic nie jadły.
EDIT: 200 post =)